1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Z pamiętnika kierowcy

Piotr Piaszczyński7 czerwca 2014

Jeżdżąc samochodem, miewa się różne przygody. Na przykład z surową niemiecką policją...

https://p.dw.com/p/1CD2h
Geschwindigkeits Kontrollen der Polizei mit Laserpistole
Zdjęcie: picture alliance/Daniel Karmann

No i stało się! Ale czy stać się musiało? Niekoniecznie. Gdyby nie moje patentowane lenistwo, głupota i brak wyobraźni, na pewno by się nie stało. W czym zatem problem? Wstyd powiedzieć: zapłaciłem mandat! I to całkiem słony - 40 euro mianowicie. Nie w kij dmuchał. Mandat - przyznać niestety trzeba - jak najbardziej zasłużony, słuszny i sprawiedliwy. Za co? Za jazdę bez zapiętych pasów ha, ha, ha!

Absurd tym większy, że zawsze do tej nieszczęsnej pory - jak św. Krzysztof i kodeks drogowy nakazują - jeździłem stosownie zapięty. Tym razem jednak było do pokonania tak ze 300 metrów zaledwie, nie więcej: ze sklepu na stację benzynową, gdzie chciałem odkurzyć i zatankować samochód. Pomyślałem luzacko: „A co się będę zapinał. Wszak to taki krótki dystans“. Więc jadę sobie pomalutku, spokojnie, mimo iż nachalnie brzęczy alarmowy dzwoneczek. Aż spostrzegam, że przy ulicy stoi pojazd w charakterystycznym kolorze blue: policyjny radiowóz (nigdy przedtem się tam nie pojawiał). Najpierw obywatelska myśl: „No i świetnie, niech łapią drogowych piratów“. Druga, już trochę paniczna: „Przecież ja nie mam zapiętych pasów!“ Ale jadę dalej, co robić. We wstecznym lusterku przygnębiający obrazek: radiowóz rusza z kopyta i ustawia się za mną. Skręcam za chwilę na stację, on też tam skręca. Parkuję zgrabnie przy odkurzaczu i wysiadam. Z radiowozu zaś gramoli się jowialny, wąsaty funkcjonariusz z poważną miną. A za nim kolega. Witamy się uprzejmie i ja od razu samokrytycznie, ze skruchą: „Wiem, o co chodzi, panie oficerze, jechałem bez pasów“. „No właśnie, dobrze się składa, bo my akurat dzisiaj sprawdzamy, czy kierowcy zapinają pasy. Poproszę dowód rejestracyjny i prawo jazdy“. Sprawdził dokumenty i zawyrokował: „To będzie kosztować 40 euro. Płaci pan teraz czy mamy wysłać mandat do domu?“ „Teraz. Może być gotówką?“ „Gotówką w żadnym wypadku. Tylko kartą“. Zapłaciłem, zgrzytając dyskretnie zębami. „Zamierza pan, jak widzę, odkurzyć auto“ - melancholijnie ni to stwierdził, ni to zapytał policjant. „Gdyby pan zobaczył, co się dzieje w naszym...“ Następnie wsiedli obydwaj do zapuszczonego rzekomo radiowozu i odjechali w siną dal.

Pomijając stratę finasową, miłe w sumie doświadczenie ta bezpośrednia konfrontacja z państwowym „aparatem przemocy“. Innej, sprzed kilku lat, też zaliczyć niepodobna do szczególnie traumatycznych. Otóż bardzo późnym piątkowym wieczorem wracałem z Kolonii do swojego miłego miasteczka. W pewnym momencie zauważyłem w światłach reflektorów stojący przy poboczu szosy... radiowóz oczywiście. Gdy go minąłem, ruszył moim śladem. I tak sobie wespół jakiś czas podróżowaliśmy. 70 na godzinę, to ja grzecznie 70. 50, to ja 50. W końcu na dachu radiowozu wyświetlił się rozkaz „Stop“. Pokornie się tedy zatrzymałem. Siedzę i czekam. Podchodzi funkcjonariuszka. Ale za to jaka funkcjonariuszka: młodziutka, śliczna dziewczyna! I nawet panujące ciemności nie mogły tego uroczego wrażenia zakłócić. Poprosiła o dokumenty i znikła. Aż pomyślałem, że śnię. Lecz wkrótce wróciła. „Wszystko w porządku. Czy pan coś może pił?“ „“Wyłącznie coca-colę“ - odrzekłem zgodnie z prawdą. „Proszę mi jeszcze powiedzieć - spytała umundurowana piękność - jak się poprawnie wymawia to pańskie okropne nazwisko?“ „Piasz-czyń-ski“ - wysylabizowałem najstaranniej i najzalotniej jak potrafię. „Aha. Pias... Życzę szerokiej drogi“.

Po niemieckich ulicach, szosach i autostradach jeżdżę już 24 lata. Skontrolowano mnie przez te niemal ċwierċ wieku wszystkiego dwa razy! Czyli mniej więcej raz na 12 lat. Jak na - zdaniem niektórych mądrali - państwo policyjne chyba niezły wynik.

Piotr Piaszczyński

red.odp.: Małgorzata Matzke