1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

TAZ: "Po latach boomu gospodarczego Polskę zaczyna ogarniać kac"

Malgorzata Matzke6 listopada 2013

"Nie ma cudu nad Wisłą" - to tytuł artykułu o Polsce w berlińskiej TAZ. Osłabienie tempa rozwoju ukazuje także granice neoliberalnego kursu - twierdzi warszawska korespondentka gazety.

https://p.dw.com/p/1ACzM
ARCHIV - Der deutsche und der polnische Grenzpfeiler auf der Insel Usedom nahe Ahlbeck, aufgenommen am 06.04.2007. Am 1. Mai 2011 fiel in Deutschland die letzte Schranke für Arbeitnehmer aus den Nachbarländern im Osten. Junge Polen und Tschechen unterschreiben Ausbildungsverträge in Deutschland. Die volle Arbeitnehmerfreizügigkeit bietet auch ihnen Chancen. Foto: Patrick Pleul dpa/lsn/lbn (zu lbn und lsn vom 25.05.2011) +++(c) dpa - Bildfunk+++
Zdjęcie: picture-alliance/dpa

"Tempo, tempo" - tak zagrzewali się do pracy Polacy po przystąpieniu Polski do UE w 2004 r. W ciągu 10 lat stworzyli "cud gospodarczy nad Wisłą". Warszawa stała się metropolią na miarę Berlina, Londynu czy Brukseli - pisze Gabriele Lesser o rozkwicie gospodarczym Polski.

Lecz ten szybki rozwój spowodował tak wysokie zadłużenie, że Polska musiała zaciągnąć hamulec bezpieczeństwa: zreformowany już system emerytalny znów przejdzie w państwowe ręce, pisze korespondentka TAZ w Warszawie.

"Zimny prysznic przyszedł niespodziewanie, bo wszyscy przyzwyczaili się już do coraz większego długu. Większość Polaków żyje 'na krechę'. A większość polityków jakby wykreśliła ze swego słownictwa pojęcie 'oszczędzania'. Nawet w czasach dobrej koniunktury nic nie odłożyli na gorsze czasy.

Nowe kredyty, obligacje i miliardowe subwencje z Brukseli zrodziły wrażenie, że Polska opływa w pieniądze. Tylko biedni, stanowiący, jakby nie było, 20 proc. społeczeństwa, nie zobaczyli ani grosza z tego bogactwa. Polska nie jest jeszcze gospodarką rynkową o socjalnym obliczu: między Bugiem i Odrą każdy musi sobie radzić sam".

To dopiero początek

Autorka artykułu stwierdza, że o ile państwa eurostrefy powoli podnoszą się po kryzysie finansowym i gospodarczym, Polska teraz dopiera pogrąża się w koniunkturalnym dole. Stopa wzrostu, robiąca niegdyś wielkie wrażenie, spada.

Autorka podaje dokładne liczby: w latach 2009-2012 realny wzrost PKB wyniósł 12 proc.; najwięcej w całej Europie. W tym roku będzie to raptem 1 proc. Żeby podkręcić nieco słabnącą koniunkturę premier Donald Tusk przeznaczył na lata 2013-2015 10 mld euro na program stymulacji wzrostu.

"Co prawda sprawi to, że polski dług prawie osiągnie próg ostrożnościowy, zapisany w roku 1997 w konstytucji, lecz Tusk potrafił przekonać Sejm, że to ryzyko Polska może na siebie wziąć“, pisze Gabriele Lesser. Dodaje, że parlament zawiesił już pierwszy próg ostrożnościowy z trzech zapisanych w konstytucji.

(...) "Deficyt budżetowy, który już od lat przekracza referencyjny poziom trzech procent PKB, zapisanych w Traktacie z Maastricht, odsuwa w dalszą przyszłość wejście Polski do strefy euro. Politycy i ekonomiści ostrożnie wymieniają datę 2020-2025."

Tak odległy termin ma związek także z wynikami aktualnych sondaży: 70 proc. Polaków w ogóle nie pragnie euro. Boją się inflacji i utraty pracy. Bezrobocie rzeczywiście wzrosło w Polsce do ok. 13 proc., wyjaśnia dziennikarka TAZ.

Małgorzata Matzke

Red.odp.: Anna Mierzwińska