1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Steinbach w SZ: "Zawsze dostawałam to, co chciałam"

9 kwietnia 2010

„Śmierci też się nie boję. Byle nastąpiła szybko” – to jedno z wyznań Eriki Steinbach na łamach Sueddeutsche Zeitung. Dziennik poświęcił przewodniczącej Związku Wypędzonych (BdV) obszerny, całostronicowy artykuł.

https://p.dw.com/p/Mrb3
Zdjęcie: Foto: picture-alliance/dpa

Zawsze prosta jak świeca, wypielęgnowana, jej biuro lśni, nawet owoce zdają się być wypolerowane. Trudno wyobrazić sobie Erikę Steinbach w dresie, na kanapie z porcją chipsów… Portret Eriki Steinbach, zatytułowany „Ucieczka do przodu” pełen jest takich szczegółów. Autor, Thorsten Schmitz uważnie obserwuje i wyciąga wnioski: „Kiedy kilka dni temu (Erika Steinbach) staje na podium we Frankfurcie nad Menem i z butelki kapie na pulpit parę kropli wody mineralnej, ze stoickim spokojem wyciąga z torebki chusteczkę i wyciera stół i butelkę. Chociaż za chwilę ma mówić o przyszłości CDU. Steinbach nie może popuścić, kiedy coś jej przeszkadza. Albo, kiedy ktoś jej przeszkadza”.

Mogę stanąć na głowie i nogami łapać muchy

Erika Steinbach należy do najbardziej kontrowersyjnych polityków w Niemczech, pisze Thorsten Schmitz. Z trzystu wyciągniętych z archiwum artykułów na jej temat, tylko trzy są pozytywne: w Die Welt, Bild-Zeitung i tygodniku Bunte.

(…) W Polsce jest wielu, którzy jej nienawidzą. Człowiek się zastanawia, w jaki sposób jedna kobieta jest w stanie wywołać tyle nienawiści. I jak się z tą nienawiścią obchodzi? - pyta autor.

„Co ja wywołuję?" – odpowiada E. Steinach – "to musi pan zapytać tych, którzy mają wręcz manię na moim tle, i którzy koniecznie chcą udowodnić, jaka jestem straszna. Mogę stanąć na głowie i nogami łapać muchy, moje słowa zawsze będą przekręcone”.

Wcześniej artykuły na jej temat czytał jej ojciec: „Ale przecież ona wcale taka nie jest!” – mówił.

Erika nie boi się niczego: „Mogę ważyć się na mówienie wszystkiego i nikt mi nie obetnie głowy”. Jedyne, czego Erika się boi, to ciemność.

Steinbach chętnie stoi w blasku jupiterów. Z lubością daje się filmować u boku Angeli Merkel (…), uwielbia tłumaczyć polskim dziennikarzom telewizyjnym, że Centrum przeciw Wypędzeniom nie należy rozumieć jako wypowiedzenia wojny Polsce. Czuje się wyśmienicie, kiedy zwrócone są na nią wszystkie oczy i kiedy się jej słucha. W siebie samą nigdy nie wątpi. Może to jest właśnie to, co tak irytuje, kiedy obserwuje się Steinbach przez dłuższy czas: na wątpliwości nie ma miejsca w jej świecie.

Nikomu nie przeszkadza, że ojciec Helmuta Schmidta był oficerem III Rzeszy

Kiedy Erika Steinbach mówi o wypędzonych, wypowiada zdania takie jak to: „Kto nie jest w stanie opłakiwać własnych zabitych, nie może szczerze współczuć innym”. „Czyżby Steinbach chciała być wzięta w ramiona? Jak każdy człowiek?” (…) Współczucia nie może oczekiwać od Władysława Bartoszewskiego, który rozmawia z każdym, ale osiąga granicę tolerancji, kiedy pada nazwisko Steinbach. „Nie znam jej i nie chcę znać. Nie interesują mnie dzieci byłych okupantów” – cytuje Sueddutsche Zeitung doradcę Donalda Tuska ds. niemieckich.

Pytana o ojca, który jako oficer Luftwaffe szkolił żołnierzy w Rahmel (Rumia), Steinbach przewraca oczami i mówi: "Jeżeli ktoś nie wie, jak się do mnie przyczepić, zarzuca mi, że jestem córką okupanta. Ale nikomu nie przeszkadza, że ojciec Helmuta Schmidta był oficerem III Rzeszy”.

Nie trzeba być wielorybem, żeby bronić wielorybów

Właściwie Erika Steinbach chciała być skrzypaczką, właściwie chciała być też matką. Nie było jej to dane, zajęła się polityką: „Nie szukałam tematu, temat ‚Wypędzenia' szukał mnie. W momencie, kiedy człowiek ociera się o ten temat i stwierdza, jakie okropności miały miejsce, zostaje w nim na zawsze”.

Zarzuty, że nie jest prawdziwą wypędzoną, bo urodziła się w okupowanej Polsce, odpiera: „Nie trzeba być wielorybem, żeby walczyć o ich prawa”. Tak jak los wypędzonych zna tylko z archiwów, filmów i relacji, wcześniej z filmów, książek i relacji znała Tybet, Chiny, Nigerię; kraje, którymi zajmowała się jako rzeczniczka CDU ds. obrony praw człowieka.

Triumfalna porażka

Dziesięć lat walczyła Steinbach o centrum dokumentacji wypędzeń, roboczy tytuł „Widoczny znak”. Przeforsowała, że w lutym tego roku spór z rządem federalnym zakończył się kompromisem. Kompromisem, który nie jest ani kompromisem ani porażką, tylko triumfem Steinbach, bo o składzie rady fundacji „Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie” nie będzie decydował rząd federalny, tylko Bundestag, bo w radzie zasiądzie nie trzech, tylko sześciu członków BdV a samo Centrum zlokalizowane w berlińskiej dzielnicy Kreuzberg, otrzymało dodatkowych 1000 metrów kwadratowych powierzchni.

To, że sama nie zasiądzie w radzie fundacji, Erice Steinbach nie przeszkadza: „Mam możliwości wpływania na decyzje. Zawsze znajdę środki i drogi”.

Elżbieta Stasik

Red. odp.:Iwona Metzner