1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Rozmowa z Ewą Czerwiakowską, redaktorką książki „Wypędzone”.

Daina Kolbuszewska14 czerwca 2013

Pamięć kobiet stoi zazwyczaj w kontraście do obowiązującego (bohaterskiego bądź martyrologicznego) obrazu historii - rozmowa z Ewą Czerwiakowską, autorką wyboru wspomnień i redaktorką książki „Wypędzone”.

https://p.dw.com/p/18oUD
Vertriebene /Ostpreussen, um 1946. Nachkriegszeit/ Vertreibung aus den ehem. deutschen Ostgebieten (Ostpreussen, Schlesien, Pommern und Brandenburg). - Eine Gruppe Vertriebener zieht durch ein Dorf in Ostpreussen.- Foto (Al. Less), Fruehjahr 1946 (?) für Thema dt-poln. Geschichtsbuch
Zdjęcie: picture-alliance / akg-images

DW: Spośród setek wspomnień Niemców wypędzonych z terenów przyznanych po wojnie Polsce wybrała Pani trzy świadectwa kobiet. Czego Pani szukała?

Ewa Czerwiakowska: Od ponad piętnastu lat zajmuję się pamięcią świadków epoki. Stale towarzyszą mi te same pytania: jak „wielka historia” odciska się na biografiach pojedynczych ludzi; jak interpretować bezsilność i bezbronność jednostki w obliczu rozpętanej przemocy i politycznych kalkulacji; na ile narodowa przynależność – niezależnie od indywidualnych wyborów i postaw – stanowi niezmazywalne piętno i determinuje los; jakie pole manewru ma pojedynczy człowiek. Szukałam odbicia tych problemów w różnych biografiach i znalazłam je w trzech zapisach zaprezentowanych w książce.

Dlaczego oddała Pani głos kobietom?

Po pierwsze – są one w szczególny, bardziej dobitny sposób bezbronne, zdane na łaskę i niełaskę grupy dysponującej władzą i instrumentami przemocy. Po drugie – po wielu rozmowach z polskimi i niemieckimi świadkami epoki doszłam do wniosku, iż pamięć kobiet ma specjalne walory. Nie chcę powiedzieć, że jest bardziej wartościowa od pamięci mężczyzn, najczęściej jest jednak inna. Mniej tu oporów w odsłanianiu własnych emocji, mniej troski o wizerunek własny, więcej zaś obrazowych szczegółów, autorefleksji i jasności w ocenie konkretnych sytuacji. I jeszcze jedno: pamięć kobiet stoi zazwyczaj w kontraście do obowiązującego (bohaterskiego bądź martyrologicznego) obrazu historii.

"Wypędzone" - tytuł jest swoistą prowokacją?

Tytuł książki nie jest w moim odczuciu prowokacją, lecz rzeczowym opisem pewnej grupy ludzi uczestniczących w wydarzeniach dwudziestowiecznej historii, grupy doskonale rozpoznawalnej jako pewna całość. Zresztą właśnie dlatego może budzić emocje – tak jakby samo mówienie o wypędzeniu, czy jak kto woli: wyrzuceniu albo wysiedleniu Niemców - co przecież jest niepodważalnym faktem – zagrażało narodowej pamięci o narodowych cierpieniach.

Czy tytuł można też odnieść do wyobcowania ze swojego ciała w sytuacji permanentnej przemocy - gwałtów?

Kobieta w roli zdobyczy wojennej, kwestia skazania kobiet na przemoc, a także ich bezbronność wobec czysto męskich aktów demonstrowania władzy to wątek stale obecny w europejskiej historii. Wiąże się on niewątpliwie z patriarchalnym porządkiem świata, który w określonych sytuacjach ubezwłasnowolnia kobietę i sprowadza ją do roli obiektu, niemal przedmiotu. Dwie protagonistki książki mówią o gwałcie jako osobistym, szczególnie brutalnym doświadczeniu – bo rozgrywającym się w sferze ciała, z którego nie ma ucieczki. Doświadczenie gwałtu, właśnie przez naruszenie fizycznej integralności jednostki, jest aktem skrajnej depersonalizacji i zanegowania cielesnego wymiaru ludzkiej egzystencji – tu można mówić o metaforycznym „wypędzeniu” ze sfery „zadomowienia” we własnym ciele.

W książce pojawia się odniesienie do utraconej przez bohaterki książki ich „małej ojczyzny”.

Doświadczenia Esther von Schwerin, jednej z bohaterek książki, sytuują się na płaszczyźnie dramatycznego rozpadu zastanego świata, nieodwracalnej utraty własnego miejsca i skazania na bezdomność. Jej historia znalazła się w książce nieprzypadkowo. Podobnie zresztą Ursula Pless-Damm i Helene Plüschke zapisują w dziennikach nie tylko wszechogarniającą przemoc. Postrzegają one o wiele więcej, odnotowują pozytywne doświadczenia, nadzieję na nowe życie. Błędem byłoby postrzeganie tej książki wyłącznie jako opowieści o przemocy i gwałtach. Mówi ona o losach trzech kobiet napiętnowanych przynależnością do narodowej wspólnoty, skazanych na bezprawie, wygnanie i utratę domu, również z powodu – to warto podkreślić – miejsca zamieszkania na ziemiach „utraconych”.

Czy te historie można uznać także za próbę odszyfrowania odpowiedzialności zwykłych Niemców za przemoc w czasie II wojny? "Sprawiedliwość dziejowa" usprawiedliwiała z kolei przemoc wobec Niemców, ale czy egzekwowanie owej „sprawiedliwości” nie odsłania okrucieństwo natury ludzkiej?

Mówiąc o tej książce, nie sposób uniknąć kompleksowego tematu niemieckich zbrodni, winy i kary (czy zemsty) za owe zbrodnie. W cywilizowanym świecie przyjęło się odrzucać zasadę odpowiedzialności zbiorowej. Jednak protagonistki książki reprezentują kolektywną winę, zatem spada na nieuzasadniona – niekoniecznie zasłużona – kara. Znowu temat odwieczny, stary jak historia. Od takiej roli, jeśli już przypadnie ona komuś w udziale – nie ma ucieczki. To bohaterki książki zresztą na swój sposób „wiedzą”. „My, kobiety, mamy odpokutować za to, co Niemcy wyrządzili innym” – rejestruje Helene Plüschke; „jestem w stanie zrozumieć, dlaczego tak nas traktują” – zapisuje Ursula Pless-Damm. Mniej lub bardziej świadomie wiedzą więc, za co muszą płacić, chociaż osobiście przeciwko temu się buntują i nie mogą zaakceptować, co skądinąd zrozumiałe.

Cover des polnischen Buches "Wypedzone" ("Vertriebene"). Erinnerungen von Helene Plüschke, Esther von Schwein und Ursula Pless-Damm. Herausgeber: Ewa Czerwinska. Verlag: PWN, Karta. 2012
Okładka książki "Wypędzone", pod red. Ewy Czerwiakowskiej (wyd. Carta Blanca)

Zapytam prowokacyjnie – po co nam wiedza, którą oferują „Wypędzone”? Zmusza ona do przyznania, że istnieje coś takiego jak cierpienie sprawcy, każe zapytać o nasze miejsce w tych historiach…?

Książka pokazuje jednostkowe, nie zaś kolektywne cierpienie, nie cierpienie Niemek, lecz kobiet, wplątanych w niezawiniony sposób w miażdżącą machinę historii. Ich niewątpliwa, niepodważalna krzywda nie może służyć równoważeniu innych krzywd, zaś ich doświadczenie utraty nie zbilansuje nigdy żadnych innych strat. Ich przeżycia trzeba odczytywać poza linią narodowych podziałów.

O co więc w książce chodzi? Nie o relatywizację niemieckich win ani też o potępienie (czy uzasadnienie) polskiego (czy sowieckiego) pragnienia tak zwanej sprawiedliwości dziejowej. Opowiedziane tu historie rozgrywały się na ziemiach, które są dzisiaj trwałym elementem polskiej tożsamości. Jestem przekonana, że istnieje genius loci, duch miejsca, który oddziaływuje na ludzi. Trzeba znać historię swego miejsca, bo tylko wiedza o przeszłości może je oczyścić ze skażenia krzywdą, bólem, cierpieniem – nie tylko „własnym”, lecz również „cudzym”.

Rozmawiała Daina Kolbuszewska