1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Wojny na świecie. Jest ich więcej, czy tak się tylko zdaje?

Malgorzata Matzke2 sierpnia 2014

Strefa Gazy, Ukraina, Syria, Irak... Nie ma właściwie dnia, żeby z tych państw nie nadchodziły wiadomości o morderczych konfliktach. Czy świat stał się w ostatnim czasie bardziej wojowniczy i brutalny?

https://p.dw.com/p/1Cn64
Zerstörung Stadt Donezk
Donieck 2014Zdjęcie: DW/Karina Oganesyan

Rzadko kiedy mass media tak wiele miejsca poświęcają konfliktom zbrojnym i rzadko kiedy tak gorąco się o nich dyskutuje. Klasyczne publikatory i portale społecznościowe są pełne doniesień z frontu konfliktu izraelsko-palestyńskiego, ze wschodniej Ukrainy i o tragedii narodu syryjskiego. Ludzie w prywatnych rozmowach łapią się za głowę i pytają, czy świat już kompletnie zwariował, bo wszędzie są wojny.

Lekki wzrost liczby konfliktów, ogromny - ofiar

Czy faktycznie w ostatnim czasie tak bardzo wzrosła liczba konfliktów? W pewnym sensie tak, potwierdza Sam Perlo-Freeman z renomowanego sztokholmskiego Instytutu Badań nad Pokojem SIPRI i ekspert ds. zbrojeniowych. Po stosunkowo spokojnym okresie po zakończeniu zimnej wojny, od połowy pierwszej dekady XXI wieku liczba konfliktów znów zaczęła wzrastać.

Sam Perlo-Freeman
Sam Perlo-Freeman: Mamy dużo większy wybór punktów widzenia i opiniiZdjęcie: SIPRI

- Uppsala Conflict Data Program (UDPC), będący najbardziej wiarygodnym źródłem informacji o konfliktach zbrojnych, odnotował lekki wzrost liczby międzypaństwowych konfliktów, ale przede wszystkim wzrost liczby ofiar - zaznacza Perlo-Freeman. Dzieje się tak przede wszystkim za sprawą wojny domowej w Syrii.

Wojna w czasie rzeczywistym

Lecz nasza percepcja konfliktów zbrojnych potęgowana jest przez jeden, bardzo istotny, czynnik: portale społecznościowe. Zdjęcia uchodźców z Syrii i ze Strefy Gazy są przerażające. Bardzo wiele tych zdjęć dociera przez Twittera czy Facebook. Amerykański dziennikarz David Carr pisał niedawno na łamach "New Jork Times'a": "Geopolityka i wszechobecne media społecznościowe uczyniły świat mniejszym i chyba bardziej krwawym miejscem".

Perlo-Freeman interpretuje rolę mediów społecznościowych w relacjonowaniu wydarzeń wojennych jako demokratyzację.

- Oznacza to, że otrzymujemy od ludzi będących na miejscu dużo więcej informacji i mamy dużo większy wybór perspektywy i opinii niż w czasach, kiedy nad przekazem wiadomości miały władzę wielkie koncerny medialne. W przypadku konfliktu w Strefie Gazy, Izrael jest w dużo trudniejszym położeniu niż przy "Operacji Płynny Ołów" (operacja militarna, której celem była likwidacja członków i zniszczenie infrastruktury Hamasu w Strefie Gazy w 2008 r. - przyp.red.). Obecnie zdjęcia zabitych ofiar wychodzą w świat w czasie rzeczywistym - podkreśla Perlo-Freeman.

Takie nieprzesiewane informacje na portalach społecznościowych są jednocześnie błogosławieństwem i przekleństwem, bowiem kiedy tylko pojawiają się w sieci, od razu są instrumentalizowane. Ostatni taki przypadek to zdjęcia izraelskich żołnierek, które na ćwiczeniach wojskowych malowały sobie na twarzy rany. Te zdjęcia, wyjęte z kontekstu, opublikowano na Twitterze z podpisem: "Tak Izrael wodzi ludzi za nos". "Sueddeutsche Zeitung" miała do tego celny komentarz: "Ludzie wierzą w każdą informację, która jest potwierdzeniem ich wizerunku wroga". Czyli same media społecznościowe stają się miejscem, na które przenoszą się konflikty.

Ukraine - Ukrainische Soldaten erobern Sloviansk
Ukraina pokazuje nowe oblicze wojnyZdjęcie: Getty Images

Szczególnie w dwóch przypadkach, konfliktu bliskowschodniego i ukraińskiego, każda ze stron konfliktu chciałaby mieć władzę nad ich prezentowaniem w mediach. I jak zawsze pierwszą ofiarą wojny pada prawda.

Sam Perlo-Freeman zaznacza, by czytelnicy ostrożnie podchodzili do takich informacji i szukali możliwości ich zweryfikowania. Coraz szybszy przekaz zdjęć, przy jednoczesnym uproszczeniu wysoce złożonych uwarunkowań, prowadzi do zaostrzenia konfliktów poza ich obszarem. W przypadku Izraela i Strefy Gazy utwardziły się fronty nie tylko pomiędzy stronami konfliktu, ale także pomiędzy ich poplecznikami. W Niemczech i Francji doszło na przykład do antysemickich ekscesów.

Innym skutkiem zalewu zdjęciami i filmami z regionów kryzysowych jest utrata adekwatności relacji. W obliczu tysięcy doniesień, twittów i postów na temat Bliskiego Wschodu i Ukrainy na dalszy medialny plan zdają się schodzić konflikty w Mali, Nigerii, Kongu czy Sudanie. Czy zwycięzcą zostaje ten, kto miał więcej twittów?

ISIL Kämpfer
Podłożem wielu konfliktów jest religiaZdjęcie: picture alliance/AP Photo

Krytyka dyplomacji

Rozbieżność między zdjęciami z frontów walk, dostępnymi zawsze i wszędzie, a żmudnymi dyplomatycznymi zabiegami pokojowymi jest ogromna. To wywołuje frustrację: w licznych komentarzach i podczas ulicznych protestów ludzie dają upust swojej złości na, ich zdaniem, przyglądającą się bezczynnie międzynarodową społeczność.

Ta zdaje się być faktycznie bezsilna wobec aktualnego konfliktu na Bliskim Wschodzie i niekończącej się wojny domowej w Syrii i na Ukrainie. Polityk niemieckich Zielonych Tom Koenigs brał w obronę ONZ, kiedy mówił o tej bezsilności na falach Deutschlandfunku: Podkreślał, że jest to międzynarodowa organizacja, która bezwzględnie walczy o ochronę życia ludności cywilnej. - To jest ważne i konieczne - zaznaczył.

Sam Perlo-Freeman potwierdza tę opinię. Rzut oka na sytuację na świecie ukazuje, że także w przypadku zapiekłych konfliktów jest miejsce na dyplomatyczne rozwiązania.

Jak zmieścić wojnę w 140 znakach?

- W erze Busha i wojny z terroryzmem polityka odeszła od dyplomatycznych rozwiązań konfliktów zbrojnych. W ostatnim czasie jednak znów nastała na nie moda. Rząd Kolumbii prowadzi na przykład aktywnie negocjacje pokojowe z FARC, Turcja ostrożnie szuka rozwiązania problemu kurdyjskiego i nawet na Bliskim Wschodzie Stany Zjednoczone i Iran stawiają na dyplomację. To coś nowego od czasów Rewolucji Islamskiej 1979 r. - wylicza Perlo-Freeman.

- Dyplomacja nie doszła jeszcze do kresu swoich możliwości. Udało się jej nie tylko zapanować nad całym szeregiem konfliktów w następstwie Arabskiej Wiosny. Jeżeli chodzi o wschodnią Ukrainę, to występują tam poważne napięcia, ale Rosja i Zachód utrzymują w dalszym ciągu solidne kontakty dyplomatyczne. Nie sądzę, żeby czekała nas nowa zimna wojna - twierdzi badacz pokoju. .

Być może więc klasyczna dyplomacja będzie tym ważniejsza w epoce Twittera i Facebooka, bo kompleksowość wojny trudno jest zawrzeć w 140 znakach.

Philipp Jedicke / Małgorzata Matzke