1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

To służby USA decydują, kto wsiądzie w RFN na pokład samolotu

Malgorzata Matzke10 sierpnia 2014

Jak wynika z nowych, demaskatorskich informacji, na amerykańskich listach osób podejrzanych o terroryzm widnieje prawie milion nazwisk. Na ich podstawie decyduje się, kto poleci samolotem, a kto nie - także w RFN.

https://p.dw.com/p/1Crqj
Symbolbild Deutschland im Fadenkreuz Terrorismuswarnung
Zdjęcie: picture-alliance/dpa

Na lotniskach w RFN operują urzędnicy departamentu Bezpieczeństwa Krajowego Stanów Zjednoczonych; w przybliżeniu ok. 50 osób.

Te informacje podał niemiecki rząd w odpowiedzi na interpelację klubu parlamentarnego Lewicy z grudnia 2013 r.

Na podstawie umowy o wymianie z USA danych pasażerów linie lotnicze są zobowiązane do udostępniania amerykańskim władzom wszystkich informacji na ten temat. Ustalono także zasady współpracy niemieckiej policji z władzami amerykańskimi, na przykład na lotnisku we Frankfurcie nad Menem.

easy Pass Automatische Passkontrolle
U boku niemieckich służb stoją także AmerykanieZdjęcie: picture-alliance/dpa

Prawo suwerena

Posłowie Lewicy z Ullą Jelpke na czele chcieli uzyskać dalsze informacje na temat, którym zajęła się prasa ("Sueddeutsche Zeitung", w listopadzie 2013 r.). Dziennikarze SZ dowiedzieli się, że to amerykańscy urzędnicy decydują na niemieckich lotniskach, kto wsiądzie na pokład samolotu lecącego do USA, a kto nie. Ponoć amerykański personel mógł również dokonywać aresztowań. Faktu, że urzędnicy administracji waszyngtońskiej mieliby de facto na obszarze RFN prawo przysługujące suwerenowi, rząd RFN nie chciał potwierdzić. Wyjaśnił jedynie, że do Prokuratury Federalnej nie wpłynęły żadne skargi ws. naruszenia wolności osobistej. W odpowiedzi na interpelację przyznano, że nie dokumentuje się, czy przy zatrzymaniach dokonywanych przez niemiecką policję otrzymywała ona uprzednio wskazówki od amerykańskich władz.

Ograniczenie swobód

Eksperci ds. bezpieczeństwa podejrzewają, że tak zwane zalecenia "no-board" czyli o niewpuszczaniu określonych osób na pokład samolotu, będą zdarzały się obecnie dużo częściej ze względu na to, że drastycznie urosły amerykańskie bazy danych osób podejrzanych o związki z terroryzmem. Nie wyklucza się przy tym także pomyłek, których ofiarą mogą paść zupełnie niewinni pasażerowie.

Rolf Tophoven Terrorismus-Experte
Rolf Tophoven: Nad taką ilością informacji nikt już nie jest w stanie zapanowaćZdjęcie: picture-alliance/dpa

Niemiecki dziennikarz i ekspert ds. terroryzmu Rolf Tophoven zaznacza, że nad taką ilością informacji nikt już nie jest w stanie zapanować. Nie ma on żadnych wątpliwości co do tego, że działający w Niemczech urzędnicy amerykańskich służb bezpieczeństwa posługują się listami osób podejrzanych o związki z terroryzmem jak Watchlist TIDE (Terrorist Identities Datamart Environment).

Nierzadko zdarza się, że dochodzi do pomyłek przez zbieżność nazwisk niewinnych osób i terrorystów. Czasami już samo tylko podejrzenie o kontakty z ugrupowaniami terrorystycznymi czy specyficzna działalność polityczna wystarczą, by dostać się do amerykańskiego rejestru "no-fly".

Niewyobrażalne rozmiary

Amerykańskie praktyki w walce z terroryzmem dotykają nie tylko swobody podróżowania, ale także innych dziedzin życia w Niemczech, zaznacza przewodniczący niemieckiej Partii Piratów Stefan Koerner. Niedawno pewien mężczyzna nie mógł otworzyć na przyykład konta w banku, bo ponoć jego nazwisko znajdowało się na liście osób, przed którymi ostrzega się w związku z podejrzeniem o działalność terrorystyczną. Sprawa ta wzbudziła zdumienie, bo amerykańskie listy tego typu opatrzone są adnotacją "noforn" ("no foreign nationals") i nie wolno ich udostępniać ani zagranicznym tajnym służbom, ani zagranicznym instytucjom. Waszyngtońska administracja musiała jednak przyznać, że prawo dostępu do tych list ma prawie 4,2 mln pracowników armii, jej departamentów i 16 tajnych służb.

- Obawiam się, że przyjmuje to już niewyobrażalne rozmiary - skwitował tę informację poseł Piratów Stefan Koerner.

Kto korzysta i jak dalece?

Otwartą kwestią pozostaje, w jakim stopniu niemieckie służby bezpieczeństwa korzystają z baz danych zgromadzonych przez Amerykanów. Posła Piratów nie zadowala przede wszystkim polityka informacyjna Federalnej Służby Wywiadowczej BND. Już w trakcie przesłuchań przez komisję śledczą Bundestagu ws. afery NSA funkcjonariusz BND powiedział tylko, że Niemcy wykorzystują 20 proc. amerykańskich materiałów. Jakich materiałów to dotyczy, nie wyjaśnił bliżej.

Ekspert ds. terroryzmu Tophoven wyklucza, by Niemcy jeden do jednego przejęli amerykański sposób gromadzenia możliwie największej liczby danych. - Przy przekazywaniu przez Amerykanów określonych informacji Niemcy są zobowiązani do ich skrupulatnej weryfikacji. Bardzo niebezpieczne byłoby, gdyby jakiś demaskator faktycznie opublikował listy z kategorii "no-fly". Jak podaje platforma demaskatorska "The Intercept" w przypadku 300 tysięcy wymienianych tam osób nie ma żadnych dowodów, że mają kontakty z organizacjami terrorystycznymi.

Wolfgang Dick / Małgorzata Matzke