1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW
Wolność prasyGruzja

Gruzja: dziennikarze na celowniku rządu

Anja Koch
23 listopada 2023

Czy Gruzja jest gotowa do przystąpienia do UE? Według Brukseli kaukaski kraj ma zaległości w dziedzinie wolności mediów, a w minionych miesiącach sytuacja się pogorszyła.

https://p.dw.com/p/4ZLLP
Studio Formula TV w Tbilisi
Studio Formula TV w TbilisiZdjęcie: Anja Koch/DW

Za kilka sekund ma się rozpocząć program informacyjny Mtavari TV o godzinie 18. W małej reżyserce przy jednej z bocznych ulic w Tbilisi siedzi stłoczona ekipa. Ostatnie wskazówki i prowadzący program Mikheil Sesiashvili jest już na antenie. Wiadomości zaczynają się tego wieczoru od wypadku na uniwersytecie. Nikt nie odniósł obrażeń.

Około 300 pracowników Mtavari TV ciężko walczyło o to, by sami mogli wybierać, o czym i jak informują: w 2019 roku stworzyli swoją stację nieomal z niczego. Krótko przedtem we wspólnym akcie nieposłuszeństwa odeszli od poprzedniego pracodawcy – uznali bowiem jego linię za zbyt prorządową. Jednak i teraz praca nie jest łatwa – mówi Sesiashvhili. – Prowadzę programy w stacji, której dyrektor przesiedział rok i trzy miesiące w więzieniu – z powodów politycznych. Nie popełnił żadnego przestępstwa, ale był krytyczny wobec rządu. I każdy w tym budynku myśli sobie: może będę następny?

Umotywowany politycznie wyrok na dziennikarza?

W maju 2022 roku dyrektor Mtavari TV, Nika Gvaramia, został skazany na trzy i pół roku więzienia. Chodziło o rzekome wykorzystywanie samochodu służbowego do celów prywatnych. Sędziowie uznali, że wyrządził stacji szkody finansowe. Jednak wiele osób uznało wyrok za umotywowany politycznie.

Także Unia Europejska wzywała gruziński rząd do uwolnienia Gvaramii – ostatnio w raporcie Komisji Europejskiej, regularnie oceniającym Gruzję  pod kątem kryteriów przystąpienia do UE. Pod koniec czerwca ułaskawiła go prezydent Salome Zurabiszwili.

W reżyserce stacji Mtavari TV
W reżyserce stacji Mtavari TVZdjęcie: Anja Koch/DW

Mimo to myśl, że dziennikarze mogą wskutek czyjejś samowoli wylądować w więzieniu, codziennie towarzyszy moderatorowi Mikheilowi Sesiashvilemu. – Jest ciężko, ale razem z kolegami próbujemy dodawać sobie wzajemnie odwagi i skupiać się na tym, dlaczego wykonujemy ten zawód. Nazywam nas bojownikami o wolność, bo walczymy o bardziej demokratyczną i wolną Gruzję.

Regulacje prawne jako „biurokratyczny skalpel”

Więcej wolności, więcej demokracji – to większość Gruzinów kojarzy z UE. Ponad 80 procent regularnie opowiada się w sondażach za akcesją, w całym Tbilisi ściany zdobią graffiti z unijnymi flagami i napisem „Jesteśmy Europą”. Gdy na początku listopada Komisja Europejska zaleciła szefom europejskich państw i rządów przyznanie Gruzji statusu kandydata, w gruzińskiej stolicy doszło do spontanicznych manifestacji radości. Tymczasem spośród dwunastu priorytetowych obszarów, w których Unia wskazała na potrzebę nadrobienia zaległości, Gruzja uporała się zaledwie z trzema.

Bruksela domaga się, by rząd w Tbilisi dołożył więcej starań w dziedzinie wolności prasy i niezależności mediów, lecz na nim wydaje się to nie robić wrażenia. Wiosną uchwalił nowe prawo, na mocy którego można łatwiej odebrać akredytację dziennikarzom w parlamencie.

Uroczystości w Dniu Niepodległości 26 maja w Tbilisi
Uroczystości w Dniu Niepodległości 26 maja w TbilisiZdjęcie: Alexander Patrin/TASS/dpa/picture alliance

 

Wystarczy zadać po raz drugi jakieś niewygodne pytanie – już wtedy ktoś taki może zostać pozbawiony wstępu do parlamentu. Mariam Gersamia nazywa nowe prawo „biurokratycznym skalpelem”. Co roku bada ona dla Transparency International sytuację mediów w Gruzji i nie ma zbyt wielu dobrych wiadomości.

– Widzimy kampanie dyskredytujące dziennikarzy i obserwujemy demonizowanie samego zawodu. Niezależnych dziennikarzy zniesławia się jako zwolenników określonych partii, politycy odmawiają udzielania wywiadów nadawcom, którzy nie reprezentują ich linii. Prowadzi to jej zdaniem do dalszej polaryzacji, nie tylko sfery mediów, lecz również społeczeństwa.

U niezależnych nadawców bezpieczniej się nie reklamować

Również moderator Mikheil Sesiashvili relacjonuje, że regularnie zaprasza do swojego programu przedstawicieli rządu, ale nigdy nie przychodzą. Jego stacja Mtavari TV ma inny problem: jest w tarapatach finansowych. Pensje są zapewnione tylko na najbliższe cztery miesiące, a o nowe źródła pieniędzy bardzo trudno.

– Znam wielu dyrektorów i właścicieli firm w Gruzji, którzy boją się reklamować u nas, bo obawiają się kłopotów z rządem, na przykład w formie specjalnych kontroli urzędów skarbowych. I muszę niestety powiedzieć, że te obawy są uzasadnione – mówi Sesiashvili. Mariam Gersamia z Transparency International opisuje branżę, w której dobrze powodzi się przede wszystkim finansowanemu przez rząd nadawcy, ściśle związanemu z państwem – według niej tylko od rządu dostaje on więcej pieniędzy niż wszystkie inne stacje razem wzięte zarabiają na reklamach.

Misha Mhsvildadze
Misha MhsvildadzeZdjęcie: Anja Koch/DW

Satyryk pobity na ulicy

Na północy Tbilisi, z dala od lśniącej Alei Rustawelego z jej międzynarodowymi sklepami z modą i tak popularnej wśród turystów starówki, ma swoje biuro Formula TV, inna zbliżona do opozycji stacja telewizyjna. Swój satyryczny show nagrywa tu co tydzień Misha Mhsvildadze. Ten wysoki, mocno zbudowany mężczyzna mówi bez ogródek, co myśli, i wielu Gruzinom się to podoba – ale bynajmniej nie wszystkim. Pewnego dnia w czerwcu wychodzi jak zwykle wczesnym wieczorem z biura – i na ruchliwej ulicy zostaje pobity przez grupę mężczyzn, którzy poszli za nim.

Misha Mhsvildadze mówi, że wielokrotnie uderzono go w oczy. Sądzi, że nie chodziło o wyrządzenie mu poważnych obrażeń – ale za to takich, które są dobrze widoczne: – W tym kraju każdy mnie zna. Publiczny atak na mnie to więc przesłanie dla wszystkich: skoro ja nie jestem bezpieczny, to nikt nie jest bezpieczny.

A kto się wypowiada krytycznie, musi się liczyć z karą. Koledzy satyryka próbowali odnaleźć sprawców. Zrekonstruowali napaść i  przyjrzeli się nagraniom z kamer monitorujących. Doszli do wniosku, że atak był ukartowany przez gruzińskie tajne służby. Rzeczywiście jako sprawcę skazano mężczyznę, który był zatrudniony w tajnych służbach. Ich szef zaprzecza jednak, że sprawca działał na zlecenie.

– Dziennikarstwo w Gruzji nie jest już uważane za bezpieczne – mówi Mariam Gersamia z Transparency International. – To nie jest również praca, po której można się spodziewać popularności. Dziennikarzy uważa się raczej za natrętów. Liczba osób zmieniających zawód jest według niej alarmująca. Nie jest to dobry znak dla kraju, który właściwie chce wyruszyć w drogę do Unii Europejskiej.

Tekst oryginalnie ukazał się na stronie DW Deutsch.

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na Facebooku! >>

Gruzini chcą do UE