Pierwsze twarze unijnej dyplomacji
2 grudnia 2010Henry Kissinger, sekretarz stanu USA, skarżył się kiedyś, że nie wie, jaki numer telefonu ma Europa. Pierwotnie celem Wspólnoty było zjednoczenie gospodarcze, ale nie polityczne. Dzięki obowiązującemu od roku Traktatowi z Lizbony sen euroentuzjastów o potędze może stać się rzeczywistością. Po pierwsze, z Catherine Ashton, Unia Europejska ma ministra spraw zagranicznych, choć oficjalnie jest ona "tylko" Wysokim Przedstawicielem ds. Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa. Po drugie, wokół Ashton powstaje właśnie unijna dyplomacja (o równie zawiłej nazwie: Europejska Służba Działań Zewnętrznych, w skrócie ESDZ lub SDZ).
Od 1.12.2010 unijny korpus dyplomatyczny nabiera konkretnego, personalnego kształtu. W środę w Brukseli Catherine Ashton przyznała pierwsze nominacje dla dyplomatów i wybrała swoich najściślejszych współpracowników.
Dobre karty Niemiec
Niemcy się cieszą, bo ich przedstawiciele zajmą co najmniej dwa strategiczne stanowiska. Była doradczyni ministrów spraw zagranicznych Klausa Kinkla i Joschki Fischera - Helga Schmid będzie jednym z dwóch zastępców sekretarza generalnego ds. politycznych w centrali Służby w Brukseli. Nad nią będzie tylko także wczoraj nominowany Francuz Pierre Vimont i Ashton.
Dotychczasowy szef działu planowania strategicznego w niemieckim MSZ, Markus Ederer, obejmie ważne stanowisko ambasadora UE w Pekinie. W Berlinie zastąpi go prawdopodobnie 52-letni Robert von Rimscha, były rzecznik prasowy FDP, uchodzący za zaufaną osobę szefa MSZ Guido Westerwellego.
3 nominacje dla Polski, ale w Warszawie jeszcze bez szampana
Z 29 obsadzonych w pierwszej kolejności stanowisk większość przypadła unijnym biurokratom i obywatelom „starych” państw UE. Ale do ścisłego kierownictwa w centrali SDZ w Brukseli dostał się Polak. Maciej Popowski, dotychczasowy szef gabinetu przewodniczącego PE Jerzego Buzka, został drugim - obok Niemki - zastępcą sekretarza generalnego. Polska ma także dwóch ambasadorów: Joanna Wroniecka została szefową reprezentacji UE w Jordanii, a Tomasz Kozłowski - w Korei Południowej.
Polak w centrali Służb w Brukseli i dwóch ambasadorów (na 27) to dobry wynik. Tym bardziej, że poza Polską przyznano jeszcze tylko jedną nominację przedstawicielowi 12 „nowych” państw UE z Europy Środkowej i Wschodniej. Były premier Bułgarii Filip Dimitrow został ambasadorem UE w Gruzji. "Nie jest to narodowa nominacja, ale dla nas jest satysfakcjonujące, że Polacy zyskują uznanie dla swoich kompetencji", powiedział premier Donald Tusk na ubiegłotygodniowym szczycie unijnym w Brukseli. Szef polskiego MSZ Radosław Sikorski przyznał, że Polska będzie zabiegała o kolejne stanowiska. „To dopiero początek procesu tworzenia unijnej dyplomacji”, powiedziała Deutsche Welle rzeczniczka polskiego MSZ, Monika Janus. W Warszawie nikt nie myśli o otwieraniu szampana, tym bardziej że w MSZ trwa pracowity koniec roku -Polska pełną parą przygotowuje się na przejęcie prezydencji w UE w drugiej połowie przyszłego roku.
Pierwsze nominacje i pierwsze rozczarowania
Unia ma ambitny cel - stworzenia jednej z największych dyplomacji świata. Docelowo europejski korpus ma liczyć 7000 osób, z których dwie trzecie mają być rekrutowane z pracowników unijnych instytucji, a jedna trzecia - z narodowych dyplomatów.
W gronie pierwszych nominowanych dyplomatów jest tylko 4 przedstawicieli „nowych” państw członkowskich UE i 7 kobiet. Zieloni w europarlamencie już ochrzcili nowy korpus „drużyną starych graczy”. Podczas gdy 60 procent wszystkich kandydatów ubiegało się o 6 najbardziej lukratywnych miejsc, mniej atrakcyjne stanowiska trudno było obsadzić, powiedział jeden z dyplomatów w Brukseli. Choć formalnie liczą się tylko osobiste kwalifikacje kandydatów, w kuluarach doszło do tarć. Unijni dyplomaci reprezentują wspólnotę jako całość, ale państwa UE przez swoich przedstawicieli liczą na realne wpływy.
O wprowadzenie równowagi geograficznej (tzw. parytety narodowe) walczył Jacek Saryusz-Wolski, eurodeputowany PO. Parlament Europejski wprowadził zapis, że w 2013 roku nastąpi przegląd kadr. Jeżeli równowaga geograficzna będzie zachwiana, to zadziała mechanizm korygujący - przyśpieszenie ścieżki kariery dla urzędników z krajów słabo reprezentowanych, powiedział Saryusz-Wolski w wywiadzie dla Rzeczpospolitej (5.11). „Sprawy nie da się zamieść pod dywan, stała się elementem doktryny i deklaracji politycznych, w tym pani Ashton”, dodał na łamach polskiego dziennika.
Rewizji można oczekiwać więc dopiero w 2013. Do tego czasu Polska i inne kraje regionu muszą liczyć na to, że zostaną docenione osobiste kwalifikacje ich kandydatów. To dobrze, że parytetów nie będzie, twierdzi niemiecki liberał i eurodeputowany Alexander Graf Lambsdorff: „Odnosi się czasem wrażenie, że to najważniejszy temat, ale tak nie jest. Niemcy mogłyby odnieść korzyści z parytetów, ale mimo tego jestem im przeciwny”.
Niemcom nie udało się przeforsować kryterium językowego. Kandydaci muszą mieć opanowany angielski i francuski, ale niekoniecznie niemiecki, który - obok dwóch poprzednich języków - także jest językiem roboczym UE.
Kością niezgody było też finansowanie unijnej dyplomacji. Początkowo korpus dysponuje budżetem 10 mln euro. Ale w przyszłości koszty mogą być wyższe. Liczne narodowe rządy i wielu eurodeputowanych twierdzi, że to zbyt wiele, zwłaszcza w kryzysie. Ciągle niezatwierdzony budżet unijny na przyszły rok może zahamować rozwój unijnej dyplomacji.
Co się zmieni
Od wejścia w życie Traktatu Lizbońskiego, zagraniczne przedstawicielstwa Komisji stały się ambasadami całej UE. Bruksela chce w ten sposób zwiększyć polityczną rangę UE na świecie i dać sygnał, że w polityce globalnej Europa mówi jednym głosem. Przedstawicielstwa ani nie zastępują, ani nie są nadrzędne w stosunku do narodowych placówek dyplomatycznych państw UE.
Nowa służby dyplomatyczna Unii ma podwójną rolę: wykonuje klasyczne zadania MSZ z siedzibą w Brukseli; z drugiej w ponad 130 placówkach dyplomatycznych na całym świecie reprezentuje interesy całej UE.
Magdalena Szaniawska-Schwabe
red. odp: Bartosz Dudek