1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Śląski kołocz kością niezgody

Tomasz Kujawiński23 września 2013

Cukiernik z niemieckiego Görlitz nie może sprzedawać swojego ciasta pod nazwą „Schlesischer Streuselkuchen”, pisze "Der Spiegel".

https://p.dw.com/p/19mDI
Apfelkuchen mit Mandelblättchen
Zdjęcie: picture-alliance / dpa / Stockfood

Jak donosi tygodnik „Der Spiegel” cukiernik Michael Tschirch nie może sprzedawać „Schlesischer Streuselkuchen” czyli „śląskiego kołocza”, ponieważ 22 lipca 2011 na wniosek polskich cukierników został on wpisany do rejestru chronionych oznaczeń geograficznych i nazw pochodzenia produktów rolnych i środków spożywczych Unii Europejskiej.

Granice Śląska

Na pierwszy rzut oka sprawa jest dość banalna, ale już po powierzownej analizie wyłania się jej drugie znaczenie a problem nabiera potencjału politycznego. Jeżeli kołocz jest ciastem śląskim, to może być produkowany tylko i wyłącznie na Śląsku, zarówno na Dolnym, jak i na Górnym. Problem w tym, że zachodnią granicą Śląska nie jest wcale Nysa Lużycka. Niewielka część Dolnego Śląska a więc i Görlitz, znajduje się w granicach dzisiejszego landu Saksonii.

Tego jednak unijni urzędnicy nie uwzględnili a i niemieccy cukiernicy nie dopilnowali sprawy nie składając w przewidzianym czasie oficjalnego sprzeciwu w odpowiednim urzędzie europejskim.

Kołocz przed Trybunałem

Centralny Związek Niemieckich Piekarzy w Berlinie zakwestionował regionalne ograniczenie kołocza do granic Śląska tylko i wyłącznie w obrębie Polski, i wniósł sprawę do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w Luksemburgu. Jeden z argumentów - granice zostały błędnie wyznaczone. "Trzeba być durnym jak chleb, żeby nie dopatrzeć się pod czymś takim drażliwej historii", pisze „Der Spiegel”. Przedstawiciele związku piekarzy są jednak mądrzy i szybko zapewnili, że skarga nie była wniesiona przeciw polskim kolegom, z którymi, jak zastrzegał przewodniczący związku Peter Baecker, niemieccy piekarze utrzymują bardzo przyjacielskie stosunki. W żadnym wypadku związek nie chciał, by w „rozwiązanie sprawy” nie włączyły się przypadkiem niemieckie ziomkowstwa.

Argumentowano jednak różnie. Między innymi tym, że ów „Streuselkuchen jest częścią kultury”, która przybyła w inne regiony dzisiejszych Niemiec wraz z przesiedlonymi niemieckimi Ślązakami a nawet tym, że chodzi nie tyle o nazwę własną, ile o rodzaj ciasta, który może być używany także i poza granicami Śląska.

A tak na marginesie należy zaznaczyć, że na wniosek Polski zastrzeżono nazwę „kołocz śląski” i „kołacz śląski”, ale nie nazwę „Schlesischer Streuselkuchen”, który wygląda i smakuje jak kołocz.

Wszystkiemu winny Austriak

Sąd jednak odrzucił niemieckie pozwy i wydawało się, że sprawa rozejdzie się po kościach, gdyby nie Hans Peter Lehofer, sędzia austriackiego sądu administracyjnego, który na swoim blogu zadał pytanie, czy „za sprawą ciasta rozegra się spór o prawdziwe granice Śląska?”.

Zgorzelecki cukiernik Michael Tschirch, Nadmistrz Dolnośląskiego Związku Piekarzy – „dolnośląskiego”, bo tak nazywa się jego oficjalna funkcja – który nadrukował już etykiety z nazwą „Original Schlesischer Srtreuselkuchen” i przymierzał się do sprzedawania ciasta, miedzy innymi wysyłkowo, został z niczym. Jest jednak pragmatykiem i nadal będzie piekł śląskiego kołocza, czyli Schlesischer Streuselkuchen, tyle, że pod nazwą „Schlesicher Butterdrückstreusel“ który ani wyglądem, ani smakiem nie odbiega od oryginału.

Tomasz Kujawiński

red. odp.: Elżbieta Stasik