1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Gdzie Rzym, gdzie Krym. UE po szczycie G20 w Brisbane

Andrzej Pawlak17 listopada 2014

Ostre słowa zachodnich szefów rządów na szczycie G20 w Brisbane nie wpłynęły na zmianę polityki Rosji wobec Ukrainy. Prezydent Putin nadal stawia na konfrontację, podczas gdy UE woli dyplomację i rozmowy.

https://p.dw.com/p/1Dolk
Na szczycie G20 w Brisbane prezydent Putin był wyraźnie osamotniony, ale pozostał nieugiętyZdjęcie: Alain Jocard/AFP/Getty Images

Nowy tydzień zaczął się od spotkania ministrów spraw zagranicznych UE w Brukseli. astrzeżenia Zachodu wobec polityki Rosji na Ukrainie nie wpłynęły w zauważalny sposób, na postawę prezydenta Władimira Putina. Kanclerz Merkel, o której mówi się, że ma chyba najlepsze stosunki z szefem Kremla, odmówiła komentarza po prawie czterogodzinnych rozmowach z Putinem w hotelu, będącym jego kwaterą w Brisbane, ograniczając się do stwierdzenia, że "omówiliśmy ogólne i zasadnicze aspekty całego konfliktu" (ukraińskiego, red.).

Jak skoordynować politykę UE wobec Rosji?

Głównym zadaniem dzisiejszego (17.11) spotkania w Brukseli szefów unijnej dyplomacji jest skoordynowanie reakcji państw członkowskich UE na retoryczną i militarną ofensywę Rosji we wschodniej Ukrainie. Łatwiej to powiedzieć niż wykonać. "Nie planuje się obecnie zaostrzenia sankcji wobec Rosji", oświadczył szef niemieckiej dyplomacji Frank-Walter Steinmeier. "Będziemy jednak dyskutować o sporządzeniu listy wschodnioukraińskich separatystów, którym ograniczy się dostęp do ich majątku (na Zachodzie, red.) i swobodę podróżowania - dodał.

Frank-Walter Steinmeier Besuch in Ramallah 15.11.2014
Frank-Walter SteinmeierZdjęcie: picture-alliance/dpa/Alaa Badarneh

Dlaczego reakcja UE na prowokacje Putina w postaci wysłania okrętów wojennych ku wybrzeżom Australii, powtarzających się stale lotów rozpoznawczych wzduż granic NATO i nowych dostaw broni i sprzętu dla prorosyjskich separatystów we wschodniej Ukrainie jest tak nieśmiała, by nie powiedzieć - bojaźliwa? "Opracowanie takiej listy to stosunkowo łagodne posunięcie", przyznaje Jan Techau, politolog i ekspert ds. polityki bezpieczeństwa, dyrektor brukselskiego think tanku Carnegie Europe. Wynika to stąd, że Zachód nie potrafi dojść do zgody w sprawie zaostrzenia sankcji i taka decyzja nie ma szans na uzyskanie większości głosów w UE.

W tej sytuacji "zaczyna się od drobnych kroków", żeby nie "wystrzelać od razu całej amunicji", wyjaśnia Techau. Z drugiej strony w kołach dyplomatycznych w Brukseli mówi się, że sprzeciw budzi nawet propozycja rozszerzenia listy rosyjskich polityków i oligarchów, którym nie zezwala się na wjazd do UE i ogranicza się im dostęp do ich kapitału i innych dóbr w państwach zachodnich. Za przykład takiej postawy służy premier Wielkiej Brytanii David Cameron. W Brisbane nie ustawał w krytyce polityki prezydenta Federacji Rosyjskiej, ale u siebie w Londynie chroni osiadłych tam rosyjskich miliarderów, znanych z bliskich powiązań z Kremlem.

Jan Techau Carnegie-Stiftung für internationalen Frieden in Brüssel
Jan TechauZdjęcie: DW/B. Riegert

Dlaczego nie widać skutków unijnych sankcji?

Do tej pory unijne sankcje gospodarcze nałożone na Rosję przyniosły w zasadzie tylko nową rundę pobrzękiwania szabelką. Nie wpłynęły natomiast na zmianę jej polityki wobec Ukrainy. Czyżby okazały się pomysłem chybionym? Sankcje gospodarcze zaczynają oddziaływać na politykę państwa, przeciwko któremu są wymierzone, dopiero po pewnym czasie, twierdzi Jan Techau. "Z dochodzących do nas informacji wynika, że także w kręgu osób z najbliższego otoczenia prezydenta Putina panują różne opinie, co do dalszego sposobu postępowania. Dla niektórych z nich już obecna cena sankcji jest za wysoka", mówi i dodaje: "Proszę nie zapominać, że przeżycie ekipy Putina zależy głównie od tego, w jakim stopniu uda się jej kupić lojalność u siebie w kraju".

Jak długo rosyjska gospodarka, opierająca się wciąż na sprzedaży surowców z ropą i gazem na czele, będzie mogła opierać się sankcjom? To tylko kwestia czasu, twierdzi Techau: "Prędzej czy później sankcje wywrą znaczny wpływ na jej stan, co spowoduje zmianę w nastawieniu opinii publicznej i w ekipie Putina na Kremlu".

Tego samego zdania jest Giles Merrit z innego brukselskiego think tanku Security & Defence Agenda: "Wszystko wskazuje na to, że sankcje gospodarcze zaczynają skutkować i nie trzeba będzie dlugo czekać, aż poczują je na własnej skorze także szeregowi obywatele Rosji", mówi. Czy możemy jednak pozwolić sobie na wyczekiwanie, aż tak się stanie? Rebecca Harms z partii Zielonych, członkini komisji ukraińskiej w Parlamencie Europejskim domaga się przeprowadzenia politycznego remanentu dotychczasowej polityki sankcji.

"Od początku było jasne, że na ich skutki trzeba będzie poczekać", mówi. "W tej chwili rosyjska gospodarka przeżywa kryzys, co widać choćby po kursie rubla, ale wynika to nie tyle z sankcji gospodarczych co niskich cen ropy naftowej, gdyż Rosja wciąż jest nastawiona niemal wyłącznie na eksport nośników energii". W tej sytuacji, twierdzi, UE powinna silniej przemawiać jednym głosem i utrzymywać sankcje, ale równocześnioe, co jej zdaniem jest ważniejsze, wypracować sposoby zmniejszenia zależności od dostaw rosyjskiego gazu. To właśnie powinno być najważniejszym celem spotkania szefów unijnej dyplomacji w Brukseli".

Grüne Politikerin Rebecca Harms 26.9.2014
Rebecca HarmsZdjęcie: picture alliance/Wiktor Dabkowski

Barbara Wesel / Andrzej Pawlak