1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

FilmPOLSKA 2012

Elżbieta Stasik15 kwietnia 2012

W kinach Berlina i Poczdamu trwa siódma edycja festiwalu FilmPolska. W największym w Niemczech pokazie polskiego filmu widzowie obejrzą do 18 kwietnia ponad sto filmów.

https://p.dw.com/p/14e3n
Zdjęcie: Polnisches Institut Berlin

Już film otwierający festiwal: „Wymyk” w reżyserii Grzegorza Zglińskiego zasygnalizował widzom charakter tegorocznych pokazów. „Festiwal jest refleksyjny, wyciszony”, mówi kurator, Kornel Miglus, z Instytutu Polskiego w Berlinie, organizatora festiwalu.

Polska twórczość filmowa w pigułce

W programie znalazło się ponad sto filmów, wśród nich znany z tegorocznego Berlinale „Sekret” Przemysława Wojcieszka, pokazywana także na Berlinale w 2011 r. „Sala samobójców” Jana Komasy, „Ki” - pierwszy fabularny film Leszka Davida, najgłośniejszy debiut ubiegłorocznego festiwalu w Gdyni, czy także pełnometrażowy debiut reżyserski Marka Lechkiego „Erratum”. Ceniona sekcja Retrospektywa poświęcona jest w tym roku stosunkowo mało znanej także w Polsce twórczości Grzegorza Królikiewicza. Po raz kolejny w specjalnym programie atakuje Filmowe Podlasie, z perełkami miary „Drewniane cerkwie Podlasia 3D”. W cenionych przez miłośników dokumentu i filmu krótkometrażowego sekcjach poświęconych tymże gatunkom prezentowane są m.in. „Kołysanka z Phnom Penh” (Phnom Penh Lullaby) Pawła Kloca, „Deklaracja nieśmiertelności” Marcina Koszałki, czy film z cyklu „Przewodnik do Polaków”: „Sztuka wolności” (Art of Freedom) Wojciecha Słoty i Marka Kłosewicza.

Plakat festiwalu FilmPolska 2012
Plakat festiwalu FilmPolska 2012

Towarzyszące festiwalowi warsztaty prowadzi w tym roku artysta multimedialny Hubert Czerepok, którego najnowszą, niezwykle aktualną pracę „Lux Aeterna” można zobaczyć także w Berlinie, w galerii Żak/Branicka.

W poszukiwaniu głębi

Filmy festiwalu FilmPolska prezentowane są w kinach art-house’owych: kinie muzeum filmowego w Poczdamie, kinie Niemieckiego Muzeum Historycznego „Zeughauskino”, w FSK, Arsenale, kinach Hakesche Höfe i w alternatywnym, kultowym Klubie Polskich Nieudaczników. Wszystko to kina zlokalizowane w atrakcyjnych miejscach, chętnie odwiedzane, ale przez publiczność, która szuka alternatywy dla programu multipleksów, chce oglądać filmy ambitne, o wysokich walorach artystycznych, często w wersji oryginalnej.

Tłumek przed kinem Hackesche Höfe w dniu otwarcia festiwalu
Tłumek przed kinem Hackesche Höfe w dniu otwarcia festiwaluZdjęcie: DW/E. Stasik

I tu polski film natyka się już na pierwszą barierę – język. „Nie możemy przeceniać nawet naszej publiczności. Anglojęzyczne filmy nie stanowią problemu, ale są nim już choćby produkcje hiszpańskie, francuskie, nie mówiąc o innych. Język jest dużą przeszkodą”, mówi dyrektor kin Hakesche Höfe, Gerhard Groß. Sam poznaje polskie filmy też dopiero w chwili, kiedy są na ekranie, już z niemieckimi napisami. W chwili, kiedy program festiwalu jest przygotowywany, nie znając języka polskiego zdaje się na sprawdzonych partnerów – organizatorów festiwalu. Gros publiczności natomiast, mimo niemieckich napisów, stanowią na festiwalu widzowie z polskimi korzeniami, bądź osoby szczególnie zainteresowane Polską – studenci uczący się polskiego, młodzi Berlińczycy, którzy mieli już kontakt z Polską, rzadziej dojrzali widzowie szukający w polskim filmie tego, czym słyną klasyczne polskie produkcje – głębi. „Polski film przypomina mi film francuski. Czasem jest może zbyt ciężki, ale jest tym szczególnym gatunkiem refleksyjnego filmu”, mówi jeden z dojrzałych wiekowo widzów, Uwe Ziesak.

Promocja polskiego filmu

Art-house’owe kina, takie jak Hakesche Höfe, mogą sobie pozwolić na niedochodowe prezentacje, zarabiają bowiem na filmach komercyjnych, przyznaje Gerhard Groß. Poza takimi „niszowymi” pokazami, kultury oglądania polskiego filmu w niemieckich kinach nie ma. Za sukces uważane są np. "Sztuczki" Andrzeja Jakimowskiego, które obejrzało w niemieckich kinach 40 tys. widzów. Ale nie ma też kultury oglądania niemieckiego filmu w Polsce i nie jest to ani czysto polskim, ani czysto niemieckim problemem. W całej Europie filmy, zwłaszcza z „nowych” państw UE, pokazywane są w kinach nadzwyczaj rzadko, ich udział w rynku nie wynosi nawet jeden procent, przyznała Marion Döring z Europejskiej Akademii Filmowej podczas zorganizowanej w czasie festiwalu dyskusji „Czy niemiecki widz potrzebuje polskiego filmu?”.

Scena z filmu "Erratum" Marka Lechkiego
Scena z filmu "Erratum" Marka LechkiegoZdjęcie: Polnisches Institut Berlin

Festiwale takie, jak FilmPolska, a jest w ich w Niemczech coraz więcej, na pewno są znakomitym sposobem promocji polskiego filmu. Kontrowersje budzą natomiast traktowane jako ratunek koprodukcje. W ramach utworzonego w 2005 r. Polsko-Niemieckiego Funduszu Co-Developmentowego powstało dotąd zaledwie siedem koprodukcji, przeciętnie jedna rocznie. Zdaniem Brigitty Manthey z Medienboard Berlin-Brandenburg, jednego z partnerów Funduszu, barierą są ciągle luki w znajomości wzajemnej historii, lata obcości, jakie siłą rzeczy istniały do przełomu 1989 r., istniejące stereotypy itd., itp. Różnice te mogą być zarazem zaletą we współpracy polskich i niemieckich filmowców, trzeba jednak czasu, by zaowocowały rzeczywiście intensywną współpracą. I dobrymi filmami, które widzowie chcą oglądać.

Czasu potrzebuje też powstały dopiero siedem lat temu, kształtujący rynek Polski Instytut Sztuki Filmowej, uważa Radosław Drabik ze Stowarzyszenia Nowe Horyzonty. Czasu potrzebują polscy dystrybutorzy, producenci, którzy 20 lat po przełomie politycznym ciągle jeszcze uczą się istnienia na światowych rynkach. Dopiero od niedawna powstają w Polsce regionalne komisje filmowe, wspierające polski film. Powstają bardzo dobre filmy, kuleje jednak ich promocja.

Retrospektywa poświęcona jest twórczości Grzegorza Królikiewicza, tu: scena z filmu "Na wylot" z 1972 r.
Retrospektywa poświęcona jest twórczości Grzegorza Królikiewicza, tu: scena z filmu "Na wylot" z 1972 r.Zdjęcie: Polnisches Institut Berlin

Czego oczekuje widz?

Niemiecki widz, co może się wydawać paradoksalne, oczekuje od polskiego filmu tego, od czego polski film próbuje uciec. Właśnie dozy melancholii, trudnych, „ciężkich” tematów, zaglądania w duszę, wyciszenia tak charakterystycznego dla filmów prezentowanych na tegorocznym festiwalu. I uniwersalności, charakterystycznej dla klasyków polskiego kina, dla filmów Krzysztofa Kieślowskiego czy Andrzeja Wajdy, by wymienić tylko największych. Mimo tej uniwersalności np. „Katyń”, tak ważny, jak podkreślali krytycy, dla zrozumiania polskiej traumy, sprzedawał się w Niemczech bardzo źle. „Dobry film jest jak szwajcarski ser, świat go zna, bo jest dobry i dobrze sprzedawany”, podsumował Gerhard Groß, dyrektor kin Hakesche Höfe. Dobre filmy Polska ma, nie ma natomiast jeszcze dobrego systemu sprzedaży polskiego filmu zagranicą. „Dlatego jest ten festiwal”, podkreśla dyrektor Instytutu Polskiego Tomasz Dąbrowski.

Patronat nad festiwalem FilmPolska piastuje Medienboard Berlin-Brandenburg, jeden z największych funduszy filmowych w Niemczech. Partnerami organizatora – Instytutu Polskiego w Berlinie są Polski Instytut Sztuki Filmowej, Fundacja Współpracy Polsko-Niemieckiej i Instytut Adama Mickiewicza.

Elżbieta Stasik

red. odp.: Andrzej Paprzyca