1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Epidemia eboli. Naukowcy mają nadzieję na szczepionkę do stycznia

Elżbieta Stasik20 września 2014

Instytut Jennera w Oxfordzie rozpoczął badania kliniczne nad szczepionką przeciw wirusowi eboli. Niewykluczone, że w styczniu szczepionka będzie stała do dyspozycji. Profesor Adrian Hill wyjaśnia szczegóły.

https://p.dw.com/p/1DFyW
Liberianer stehen Schlange, um das Ebola Behandlungszentrum zu sehen
Zdjęcie: DW/Julius Kanubah

Deutsche Welle: Stoi Pan na czele zespołu prowadzącego badania kliniczne opatrzone statusem Fast Track (szybka ścieżka rejestracji – DW). Jaki jest cel tych badań? Co chce Pan osiągnąć?

Professor Adrian Hill: Przy pomocy tych badań, które rozpoczęliśmy 17 września chcemy ustalić: na ile bezpieczna jest ta nowa możliwa szczepionka? Wykorzystano przy niej stosunkowo nowe technologie. Chcemy wiedzieć: czy stosowanie jej u ludzi jest bezpieczne? A jeżeli tak, czy wywoła ona ten sam stopień odporności u człowieka, co u zwierząt, które szczepionka ta chroni przed ebolą. Innymi słowy: czy u ludzi szczepionka ta działa tak jak u zwierząt?

Chodzi więc o badania na ludziach?

Oczywiście potrzebujemy do tego ludzi, bo też został obwołany globalny stan zagrożenia dla zdrowia. W zachodniej Afryce wirus eboli pociągnął już za sobą śmierć tysięcy ludzi i nic nie wskazuje na pozytywną zmianę sytuacji. Wydaje się wręcz, że robi się coraz gorzej. Pilnie potrzebujemy więc czegoś, co pomoże nam trzymać ebolę w szachu. Szczepionka byłaby fantastyczna, o ile moglibyśmy ją szybko wyprodukować.

Badania te wywołały już pewne zamieszanie. Jest więc ważnym, żeby wyjaśnić, że w grę nie wchodzą tu żadne zaraźliwe wirusy eboli. Próbuje Pan tylko ustalić, czy można pobudzić wytwarzanie przeciwciał.

Professor Adrian Hill, Oxford University
Profesor Adrian HillZdjęcie: Rob Judges

Tak jak w przypadku większości nowoczesnych szczepionek, nie opieramy się na wirusie, przed którym próbujemy się chronić. Korzystamy z inżynierii genetycznej dla wyizolowania genu eboli – jednego jedynego z wielu i wszczepiamy go potem nosicielowi. Jest to dzisiaj dość rozpowszechniony sposób wytwarzania szczepionek. Pewne jest, że sama szczepionka DNA nie może być powodem zarażenia pacjenta.

Mowa o specyficznym szczepie wirusa Ebola-Zaire, z którym mamy do czynienia w zachodniej Afryce?

Na tym polega wyjątkowość naszych aktualnych badań. W Ameryce Północnej testowana jest obecnie kombinacja szczepów. My natomiast preferujemy oparcie się tylko na jednym szczepie, identycznym z tym, z którym mamy do czynienia w zachodniej Afryce. I po raz pierwszy testujemy go jako szczepionkę. Mamy nadzieję, że jest to może bardziej efektywny sposób, niż kombinacja różnych szczepów, przynajmniej jeżeli chodzi o obecny wybuch epidemii.

Macie Państwo nadzieję, że w ten sposób można bardziej efektywnie reagować na konkretną epidemię?

Właśnie. Jeżeli ktoś chce mieć zapas szczepionek chroniących przed ebolą, wybrałby przypuszczalnie kombinację szczepów. Ale ponieważ wiemy, o jaki szczep chodzi, znamy też cały jego kod genetyczny i możemy dopasować do niego szczepionkę.

Wynalezienie szczepionek kosztuje dużo czasu i pieniędzy. Chodzi bowiem o bezpieczeństwo lekarstw. Teraz cały ten proces przebiega na najwyższych obrotach z jasnym celem możliwym zastosowaniem szczepionki już w styczniu 2015. Czy taki pośpiech jest mądry?

Myślę, że jest to kwestia rozważenia za i przeciw. W tym przypadku, kiedy umiera tylu ludzi, kompetentne rządy i WHO są zdania, że szczepionka jest absolutnie priorytetowa. Dużo dyskutowano na ten temat. Ale osiągnięty konsens jest następujący: jeżeli ma się szczepionkę, prawdopodobnie bezpieczną i dającą organizmowi odporność – i mamy nadzieję, że w ciągu następnych miesięcy rozwiniemy taką szczepionkę – rozsądek nakazuje jej użycie. Sensowne jest zapytanie ludzi, czy chcą tę szczepionkę i to właśnie planujemy. Jeżeli wszystko przebiegnie pomyślnie, możemy być gotowi nawet wcześniej niż w styczniu.

Ale liczba osób, które zostały poddane testom, jest stosunkowo mała. Zbadanie, czy szczepionka jest rzeczywiście bezpieczna, wymaga testów klinicznych na tysiącach osób. Czy się mylę?

Dopuszczenie na rynek medykamentu, o którym z głębokim przeświadczeniem możemy powiedzieć: „Damy go milionom ludzi i jest bardzo mało prawdopodobne, że wystąpią poważne problemy” wymaga całego szeregu badań klinicznych. Ale w tym wypadku chodzi o coś innego. Chodzi o wybuch choroby, która wystawia na ogromne ryzyko personel medyczny. Jeżeli dysponujemy bezpieczną szczepionką, nawet jeżeli była testowana tylko na kilkuset ludziach, zagrożonym możemy dać szansę wyboru, czy chcą się zaszczepić, czy nie. Myślę, że w obecnej sytuacji, po niezliczonych naradach z udziałem ludzi dysponujących ogromnym doświadczeniem w badaniach nad szczepionkami, doświadczeniem w konfrontacji z epidemiami, możemy powiedzieć, że skorzystanie z takiej możliwości jest jak najbardziej na miejscu.

Rozmawiał Zulfikar Abbany

Tłum. Elżbieta Stasik

Profesor Adrian Hill jest dyrektorem Instytutu Jennera na Uniwersytecie w Oxfordzie, ekspertem w kwestii szczepionek. Praca jego zespołu nad badaniami klinicznymi szczepionki przeciw eboli finansowana jest 3,5 mln euro ze środków Rady Badań Medycznych (Medical Research Council, MRC) i brytyjskiego Ministerstwa Rozwoju Międzynarodowego (DFID). Równolegle trwają podobne badania w USA.