1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Egipt: Rewolucja generacji Facebooka

3 lutego 2011

W epoce internetu portale społecznościowe pomagają mobilizować masy. Przez strony jak Twitter czy Facebook protesty w Egipcie wspierają anonimowi aktywiści z zagranicy. Tacy jak Noha. Historia wirtualnej rewolucji.

https://p.dw.com/p/10AOS
Zdjęcie: picture-alliance/ dpa

Pokój 5 X 5 metrów na przedmieściach Bonn. Gdy miasto śpi, stąd migocze światło lampki nocnej. Bo Noha (nazwisko do wiadomości redakcji) nie śpi. Na bieżąco śledzi gorączkowo rozwój wypadków na placu Tahrir w centrum Kairu. 34-letnia doktorantka, pochodząca z Kairu, żałuje, że nie może być z rodziną i przyjaciółmi, ale solidaryzuje z nimi, a nawet znalazła sposób, by ich wspierać na trudnej drodze do demokratyzacji.

Rewolucja generacji Facebooka

Pod wpływem impulsu i idąc za głosem sumienia, z grupą pięciu przyjaciół Noha założyła grupę na Facebooku i portal, pośredniczący w kontaktach między ulicami Egiptu a resztą świata. W ciągu kilku godzin do grupy przyłączyło się ponad 300 osób, po dwóch dniach było ich już 600, a po 10 dniach - ponad 1700. Inicjatorzy to młodzi-gniewni po 30-tce, Egipcjanie żyjący na emigracji, z dyplomem renomowanych światowych uczelni w kieszeni. O swojej misji mówią jak Noha, że „chcą uwrażliwić społeczność międzynarodową na los ich narodu i chcą, by głos demonstrantów usłyszał świat”. Z dnia na dzień wirtualna rewolucja stała się jej życiową misją - przeżyciem pokoleniowym generacji Facebooka i Youtube.

Ostatnio nie rozstaje się z komputerem. W przerwach między relacjami przez Skype’a Noha dzwoni do Egiptu. Wysłuchuje dramatycznych historii z Kairu i przekazuje je dalej - przez portale społecznościowe, pisząc manifesty i petycje do polityków na całym świecie, kontaktując opozycjonistów i demonstrantów z przedstawicielami mediów. Za wszystko płaci z własnego, skromnego studenckiego stypendium. Przez internetowe forum zagrzewa do marszy solidarności. Jak powiedziała „w londyńskiej demonstracji wzięło udział ponad 10 tys. osób, w tym 6 tys. studentów, którzy zorganizowali się za naszym pośrednictwem. Niektórzy komentowali potem, że Egipt jest przykładem dla świata”, mówi Noha i zwraca uwagę na występujący w krajach arabskich efekt domina.

„Wszyscy jesteśmy Khaledem Saidem”

Ägypten Khaled Said
Po upublicznieniu filmu demaskującego korupcję władz, 28-letni Khaled Said został latem 2010 roku zakatowany przez policję na śmierćZdjęcie: AP

Noha boi się ujawnić swoją tożsamość. W końcu w Egipcie żyją jej najbliżsi. Jak niebezpieczna może być działalność przez internet, świat dowiedział się, gdy latem ubiegłego roku egipscy policjanci zakatowali na śmierć 28-letniego Khaleda Saida. Kilka dni przed tragiczną śmiercią Khaled upublicznił w sieci film, w którym zdemaskował korupcyjne i kryminalne struktury wśród egipskich władz - scenę, jak policjanci rozdzielają między siebie skonfiskowane wcześniej substancje odurzające. Film przypłacił życiem. „Praktycznie każdy Egipcjanin ma w kręgu znajomych lub rodziny kogoś, kto padł ofiarą brutalnych prześladowań policji", mówi Noha. W marszu solidarności z Khaledem na ulice Aleksandrii latem 2010 wyszły tysiące ludzi.

Khaled stał się męczennikiem, symbolem egipskiej rewolucji - i początkiem końca reżimu Mubaraka. Na Facebooku powstała grupa jego fanów i demokratyzacji. I z dnia na dzień zdobyła setki tysięcy członków.

Początkowo także Noha wierzyła, że egipska rewolucja będzie aksamitna. W demonstracjach uczestniczyli artyści, organizujący happeningi i spektakle w centrum Kairu. Ale ich scena na Placu Tahrir zamieniła się w poligon bratobójczych walk. „W czwartek (3.02.2011) o 4 nad ranem rozmawiałam z demonstrantem z Placu Tahrir. Opowiedział historię ojca dwojga dzieci, który obcym ludziom oddał pod opiekę 4-letnią córkę. Rozpaczał, bo w tłumie zgubił 6-letniego syna. Ale wrócił na barykady. Był jedną z ludzkich tarcz. Nie wiadomo, co się z nim stało” – relacjonuje Noha, a z jej podkrążonych z braku snu, wycieńczenia i niesłabnącego napięcia oczu płyną łzy.

Wirtualna rewolucja

Internet jest podstawowym medium przekazywania informacji, dlaczego więc nie propagowania rewolucji? Niektórzy obserwatorzy twierdzą, że aktywiści w sieci są główną siłą sprawczą pospolitego ruszenia w Egipcie.

Ägypten Kairo Proteste
Na Placu Tahrir w Kairze doszło do krwawych starć, sprowokowanych przez reżimZdjęcie: AP

„Nie mam aspiracji politycznych, ani nic wspólnego z polityką, ale świat musi się dowiedzieć o tym barbarzyństwie” – mówi Noha. Ale zaangażowanie jej i wielu takich jak ona ma polityczne znaczenie. Są szybsi niż agencje prasowe. Dzień i noc mają wiadomości z pierwszej ręki. Gdy arabska telewizja Al-Dżazira nie mogła nadawać z Egiptu, bo reżim Mubaraka odciął łącze, portale społecznościowe zastąpiły ją jako swoiste społeczne agencje informacyjne. Gdy w Kairze zabrakło reporterów, wydarzenia sfilmowane telefonami komórkowymi obiegły cały świat.

Informacje w sieci rozprzestrzeniają się błyskawicznie niczym wirtualna rewolucja. A transportowane tą drogą słowa świadków mają większą siłę rażenia niż wojsko czy policja. „To nie jest rewolucja generacji Facebooka czy Twittera. Większość ludzi, którzy wyszli na ulice nie ma internetu. Niektórzy przyszli do Kairu pieszo, żeby uczestniczyć w demonstracjach. W tłumie były całe rodziny, matki, babcie z dziećmi na ręku. Portale społecznościowe wykorzystujemy po to, by głos ulic Egiptu usłyszał cały świat. Ale to nie my jesteśmy rewolucjonistami” – podkreśla Noha.

Echa jesieni ludów 1989

Noha nie słyszała ani o Lechu Wałęsie, ani o „Solidarności”, ale rozwój wypadków w Egipcie przypomina trudną drogę do demokratyzacji byłych państw Bloku Wschodniego, zwłaszcza Polski. „Opozycja jest nieskonsolidowana i wywodzi się z różnych stron sceny politycznej. To najróżniejsze partie, i te z tradycją opozycyjną, a także ruchy i inicjatywy społeczne i związkowcy, walczący w imię słusznej sprawy, o demokratyzację w duchu solidarności” – mówi Noha. Wszyscy oni marzą o „okrągłym stole” i demokratycznych wyborach.

„To, co robię, to minimum. Nie mogę więcej. Ale zdarzają się takie telefony, jak znanego opozycjonisty z Egiptu, który mi dziękował za to, co robię dla Egiptu, że jestem jego głosem”. Głosem anonimowym, ale słyszalnym.

Magdalena Szaniawska-Schwabe

red. odp.: Małgorzata Matzke