Echa polskie
14 czerwca 2010Z chwilą zatrzymania na warszawskim Okęciu domniemanego agenta Mossadu, Uri Brodsky`ego, Polska znalazła się między młotem a kowadłem, czyli - w tym przypadku - Niemcami i Izraelem. O polskich dylematach donoszą dziś z Jerozolimy korespondenci dwóch, wpływowych dzienników niemieckich: monachijskiej Süddeutsche Zeitung i Frankfurter Allgemeine Zeitung.
Fakty i komplikacje
Izraelczyk, podejrzewany o pomoc w przygotowaniu zamachu w Dubaju, aresztowany w Polsce - donosi z Jerozolimy tamtejszy korespondent monachijskiej Süddeutsche Zeitung Peter Münch. Podane przez niego fakty są w Polsce dobrze znane i podajemy je w niezbędnym skrócie.
Obywatel Izraela, posługujący się paszportem wystawionym na nazwisko Uri Brodsky, został zatrzymany 4. czerwca na warszawskim lotnisku Okęcie i przebywa od tego czasu w polskim areszcie śledczym. Podejrzewa się go o to, że jako agent Mossadu był zamieszany w styczniowy zamach w hotelu w Dubaju na dostawcę broni dla Hamasu, Mahmuda Al-Mabhuha.
Aresztowanie Brodsky`ego grozi konfliktem dyplomatycznym między Izraelem, Polską i Niemcami - twierdzi Münch. Do zatrzymania Brodsky`ego doszło na prośbę strony niemieckiej za pośrednictwem Interpolu. Prokuratura Federalna w Karlsruhe potwierdziła, że prowadzi przeciwko niemu śledztwo z oskarżenia o działalność wywiadowczą na rzecz zagranicznych, tajnych służb i pomoc w wyposażeniu jednego z uczestników tego zamachu w fałszywe dokumenty.
W zamachu w Dubaju uczestniczyło przeszło 20 izraelskich agentów, posługujących się fałszywymi paszportami. Jeden z nich był wystawiony wiosną 2009 r. w urzędzie meldunkowym w Kolonii na nazwisko Michael Bodenheimer. Brodsky miał pomóc w wyrobieniu i odebraniu tego paszportu. Sęk w tym, że prawdziwy Michael Bodenheimer to pobożny rabin, który mieszka spokojnie w Tel Avivie i - jak zapewnia - nie ma nic wspólnego z operacją w Dubaju.
Korespondent Süddetsche Zeitung, powołujący się na doniesienia izraelskich mass-mediów, pisze, że podobna manipulacja może dotyczyć paszportu Brodsky`ego. Innymi słowy, zatrzymany w Polsce mężczyzna wcale nie musi być "prawdziwym" Brodskym.
Sprawa ta jest niewygodna i skomplikowana dla wszystkich zamieszanych w nią krajów. Izrael stale zaprzecza oficjalnie, że jego tajne służby są wmieszane w zabójstwo w Dubaju. Równocześnie dwóch członków izraelskiego gabinetu - minister turystyki Miseżnikow i minister transportu Kac - aktywnie zaangażowali się w jak najszybsze sprowadzenie do domu zatrzymanego w Warszawie mężczyzny.
Miseżnikow chce wykorzystać "serdeczną przyjaźń" z Polską dla zapobieżenia wydania przez Polaków domniemanego Brodsky`ego Niemcom. "Pozwolę sobie przypomnieć, że Polska nie jest częścią Niemiec" - cytuje pana ministra korespondent Süddeutsche Zeitung w Jerozolimie, Peter Münch.
O tym samym i niemal w ten sam sposób donosi dziś na łamach Frankurter Allgemeine Zeitung z Jerozolimy korespondent tej gazety, podpisujący się inicjałami hcr. Różnica z relacją zamieszczoną w Süddeutsche Zeitung polega jedynie na podaniu paru dodatkowych informacji.
FAZ przypomnienia, że policja w Dubaju podejrzewa, iż cała grupa zamachowców, licząca około 25 osób to agenci Mossadu, posługujący się sfałszowanymi paszportami europejskimi i Australijskimi. Z Niemiec pochodzi jeden paszport, z Wielkiej Brytanii dwanaście, z Irlandii sześć, a z australii trzy.
Rząd brytyjski - jak czytamy w notatce opatrzonej tytułem "Poszukiwany Izraelczyk w areszcie w Polsce" - wydalił londyńskiego rezydenta Mossadu, a rząd australijski jednego dyplomatę izraelskiego.
"Ars Homo Erotica" w Muzeum Narodowym w Warszawie
Warszawski korespondent Süddeutsche Zeutung, Thomas Urban, obszernie pisze dziś o wystawie sztuki gejowskiej w Muzeum Narodowym, która - jak odnotowuje - przebiega znacznie spokojniej, niż można się było tego spodziewać po zapowiedzianych przez ugrupowania narodowo - katolickie akcjach protestacyjnych.
Polska jest krajem pełnym niespodzianek - tak można by najkrócej podsumować tę relację. Na wystawie zgromadzono 250 dzieł sztuki, powstałych od czasów starożytnych do chwili obecnej. Jeśli - pisze Urban - wystawa "Ars Homo Erotica" budzi emocje wśród publiczności, to nie z racji męskiej nagości, tylko zapowiedzianej przez nowego dyrektora Muzeum Narodowego Piotra Piotrowskiego zmiany dotychczasowego charakteru tej placówki, która - w myśl jego planów - ma przeobrazić się w "muzeum krytyczne".
Do tej pory - czytamy w Süddeutsche Zeitung - Muzeum Narodowe kojarzyło się zwiedzającym ze świątynią sztuki narodowej, mającą obowiązek upamiętniać prawdziwe i domniemane triumfy Polaków. Tej koncepcji najbliższe było wyeksponowanie monumentalnej "Bitwy pod Grunwaldem" Jana Matejki, malarza, poza Polską, praktycznie w świecie nie znanego.
Tymczasem kurator wystawy, Paweł Leszkowicz, postarał się o nie lada niespodziankę, umieszczając w pierwszej sali męski akt pędzla młodego Jana Matejki. Parę kroków dalej można podziwiać prace uznanych w świecie artystów z Michałem Aniołem na czele. Jak argumentuje Leszkowicz, dowodzi to, że wielcy twórcy "od zawsze" odrzucali kościelny dogmat, jakoby męska nagość były nieestetyczna, gorsząca i moralnie podejrzana.
Nikły odzew na wezwania do bojkotu wystawy i zaskakująco spokojna i dojrzała reakcja widzów świadczy, jak podkreśla Urban, że w Polsce powoli, ale systematycznie zmienia się na lepsze stosunek społeczeństwa do zjawiska homoseksualizmu. O ile pierwsze parady gejów i lesbijek w Krakowie i Poznaniu obrzucono kamieniami, o tyle od roku 2005 sytuacja się zdecydowanie uspokoiła po tym, jak ówczesny prezydent stolicy Lech Kaczyński wycofał się z powziętej pierwotnie decyzji i zezwolił na zorganizowanie parady.
Z optymizmem może także patrzeć w przyszłość nowy dyrektor Muzeum Narodowego. Rada Kuratorów Muzeum skrytykowała go wprawdzie za braki w szukaniu i podtrzymywaniu dialogu z pracownikami, ale odstąpiła od zamiaru zwolnienia go ze stanowiska. Wniosek, jaki można wyciągnąć z lektury tej relacji, jest prosty: Polska normalnieje.
Eksplozja uczuć
"Kraj stoi w obliczu wyboru: czy ktoś powinien zostać wybrany na prezydenta tylko dlatego, że jego brat zginął tragicznie?" - to pytanie, na które autor zaraz udziela odpowiedzi, znajdujemy tuż pod tytułem artykułu Jana Puhla "Eksplozja uczuć", w najnowszym numerze tygodnika Der Spiegel.
Wspomniany artykuł jest wnikliwym studium pozytywnych zmian polskiego społeczeństwa po tragicznej katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem i - równie pozytywnej - metamorfozy lidera PiS-u Jarosława Kaczyńskiego. Puhl jest przekonany, że po 10. kwietnia, ten - jak pisze - niezwykle utalentowany mówca i równie zręczny populista, po śmierci brata-bliźniaka naprawdę stał się innym człowiekiem.
Jeśli dziś Jarosław Kaczyński wzywa do "zakończenia wojny polsko-polskiej" należy to potraktować poważnie. Podobnie jak jego apele o poprawę stusunków z sąsiadami: Niemcami i Rosją. Jego apele padają na podatny grunt. W sztabie wyborczym Kaczyńskiego znajdujemy wielu młodych, doskonale wykształconych ludzi, takich jak przedstawiona przez autora relacji bliżej Monika Mizgier. Po tej tragedii, mówi, Polacy nie mogą myśleć tylko o sobie. I chyba nie myślą. Dlatego, jak twierdzi Jan Puhl, wynik prezydneckich wyborów w Polsce 30. czerwca jest sprawą otwartą.
Andrzej Pawlak (FAZ, Der Spiegel, Süddeutsche Zeitung)
Red.odp.:Barbara Coellen